piątek, 6 grudnia 2013

Prace konkursowe

Cześć,

 Ten post miał pojawić się wczoraj, za  pewnie czekaliście na ogłoszenie prac więc prezentuje je dziś :)
Dziękuje Wam  Dziewczyny  za   to że wzięłyście udział w konkursie szkoda, że taka mała liczba osób zgłosiła się do konkursu ale i tak cieszę się, że mogłam podarować coś choć jednej z Was :))

 Mam nadzieje, że jeśli dojdzie do kolejnego konkursu zgłosi się więcej osóbek ..:)


Oto zwycięska  praca - którą wylosowała maszyna losująca ...
zapraszam do czytania :)

Zimowa opowieść z piegami, tajemnicą
 i nadzieją w tle…



Napisana dn. 12-11-2013r.
Autor: Czarownica
malymiszmasz.blogspot.com

Na wyzwanie u Moniki

 Miłego czytania!!!

Poznajcie Basię, nastolatkę o usianym piegami nosie, rudych i bujnych włosach oraz alabastrowej cerze. Basia właśnie tego dość ponurego, jesiennego poranka zmierzała niechętnie do szkoły. To nie tak, że nie lubiła się uczyć. Uwielbiała rozwiązywać skomplikowane zadania matematyczne, rysować bryły geometryczne, kochała historię i sztukę. Trochę gorzej szło jej z ortografią i pisaniem wypracowań, ale mimo to uczyła się bardzo dobrze.
Było jedno „ale”, które dość istotnie wpływało na jej życie, mianowicie - koleżanki i koledzy z klasy. Trudno powiedzieć, czemu nie darzyli jej sympatią – może chodziło o to, że doszła do klasy w połowie roku szkolnego, może dlatego, że miała rude włosy, może dlatego, że uczyła się bardzo dobrze. Była nadzwyczaj zdolna i pojętna, urodziła się już taka. Z chęcią służyła pomocą kolegom i koleżankom, ale oni odrzucali tę pomoc. W pewnym momencie przestała proponować pomocy w obawie, że koledzy stwierdzą, że się wywyższa. Wręcz ze wstydem przyjmowała kolejne pochwały nauczycielek, narażające ją na docinki.
Często słyszała:
„Hej, Ruda! Dziś znowu będziesz błyszczała na zajęciach?”
„Piękna Barbaro, daj policzyć piegi na swoim nosie!”.
„I jak tam, rodzice ukarali cię, bo nie dostałaś 6 z klasówki?”.
Miała po prostu dość. Każdy dzień w tym miejscu był dla niej torturą. Przerwy szkolne narażały ją na złośliwości ze strony kolegów.
Dlatego tego dnia, tak jak i zresztą zawsze, nie miała w ogóle chęci wstawać o 7 rano, a potem, w pośpiechu iść do pobliskiej szkoły. Sam widok czerwonego dachu budynku przywoływał złe uczucia.
Tego dnia starała się, za radą babci, podejść do sytuacji całkiem spokojnie i obojętnie. Zaczęła szukać pozytywów w tej sytuacji. Szła powoli, mówiąc do siebie półgłosem i odliczając pomału na pulchnych paluszkach:
Po pierwsze to jest jesień, zły nastrój to norma u wielu ludzi. Będzie lepiej.
Po drugie mam wspaniałą rodzinkę, która jest ze mnie dumna.
Po trzecie moje rude włosy i piegi nie są takie okropne, podobają mi się nawet.
Po czwarte za…. Niecałe 8 miesięcy koniec roku szkolnego… - chociaż ten fakt akurat jej nie zadowolił.
Po piąte to… nadchodzi najlepsza pora roku ! ZIMA!
Po szóste grudzień to moje urodziny, święta, spotkania z kuzynami i kuzynkami, zakupy świąteczne, prezenty…..
Na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.

W tej samej chwili, nie wiadomo skąd, wyrósł przed nią wysoki chłopak o jasnych włosach i rozbrajającym uśmiechu. Karol. Poznajcie naszego bohatera. Szczupłego, dość wysokiego chłopaka o piwnych oczach i dołeczkach w policzkach.
- Hej, Mała! – zaczął zwyczajowo.
- Hej – odpowiedziała cicho.
- Pożyczysz mi swoją pracę domową z fizyki? Na chwilę, zaraz oddam…
- Dobrze – podała mu z plecaka zeszyt w fioletowej okładce.
- Dzięki wielkie. Sama wiesz, jak fatalnie mi idzie z fizy….
- Nie ma sprawy.- odpowiedziała.
Karol pożyczał od niej prace domowe z fizyki, chemii, matematyki – każdego dnia. Począwszy od jej piątego dnia w szkole, kiedy wszyscy zdążyli dostrzec inteligencję i zdolności Basi.
Ponieważ chłopak miał ujmujący uśmiech, był zawsze pogodny i miły, przystawała na jego prośby. Chociaż tak naprawdę czuła się nieco wykorzystywana.
Z drugiej strony, trzeba przyznać, chłopak że zawsze oddawał jej zeszyt na czas, czyli 10 minut przed lekcją, poza tym zawsze słyszała „dziękuję”. Chociaż tyle. Karol miał też jedną wielką zaletę, nigdy nie wyśmiewał się z Basi. Traktował ją z szacunkiem i poważaniem. Imponowała mu. Chociaż ona nie wiedziała o tym. Była pewna, że chłopak po prostu chce uniknąć jedynek i dwój z pewnych problematycznych dla niego przedmiotów.
Siedem  lekcji minęło dość szybko, nadzwyczaj. Nauczyciele jak zawsze pozytywnie oceniali naszą bohaterkę, koledzy i koleżanki oddali się sennej atmosferze jesieni i byli wręcz zachwyceni, że Baśka sama zgłasza się do najtrudniejszych odpowiedzi. Tym samym uchroniła swoich kolegów i koleżanki przed złymi ocenami.
Następnego dnia Basia zaspała. Obudziła się z wielkim trudem ok. 8.20. Przetarła oczy ze zdumienia, kiedy zerknęła na budzik. Nigdy nie zdarzało się, aby zaspała na lekcje. Zdziwiło ją, że rodzice nie zareagowali i nie obudzili jej do szkoły.
Była zaspana, zmęczona i niechętna do czegokolwiek. Spontanicznie postanowiła, że nic złego się nie stanie, jeśli raz nie pójdzie do szkoły. Zeszła pomału na dół domu, do kuchni. Nalała sobie soku ananasowego, z szafki wzięła banana, którego zjadła zachłannie.
- Ale jestem głodna! – powiedziała, patrząc na swojego rudego kota, Cynamona.
W tej samej chwili dotarło do niej, że może pora nakarmić swojego futrzanego przyjaciela. Spoglądał na nią błagająco. Podała mu karmę i usiadła w kuchni.
- Cynamonku kochany, ale cudowny dziś dzień. Tak fajnie posiedzieć w ciepłym domu, nie martwić się o nic…
W tej chwili usłyszała ciche pukanie do drzwi. Zdziwiło ją, kto o tej porze może składać jej wizytę. Podeszła do drzwi, spojrzała przez wizjer – nikogo nie było.
Odeszła, zdawało jej się, że pewnie się przesłyszała. Ale za jakieś 5 minut kolejne pukanie, głośniejsze. Znowu podeszła do drzwi, ale nikogo nie zobaczyła.
Nie należała do strachliwych osób, ale to pukanie ją zdenerwowało.
- Pewnie jakiś gówniarz sobie żarty robi… - powiedziała w stronę Cynamona, jakby miał zrozumieć jej słowa.
Usiadła przed telewizorem z kubkiem kakao. Rozplotła warkocz, przykryła się kocem i oddała się słodkiemu lenistwu. Spojrzała na zegarek – dochodziła 9.30. Trwała więc w najlepsze….. matematyka.
- O rety, Karol..- pomyślała ze smutkiem.
Tego dnia nie miał co liczyć na jej pomoc. W jakiś sposób było jej go żal.
Możecie odnieść wrażenie, że uroczy Karol po prostu wykorzystywał biedną Basię, ale ona czuła coś innego. Miała intuicję co do ludzi. Wyczuwała, kiedy ktoś był wobec niej nieszczery albo dwulicowy. Od niego biło jakieś ciepło, dobroć, której nie umiała zdefiniować.
Pewnie pomyślicie, że to po prostu była jej pierwsza albo  druga szczeniacka miłość, otóż nie! Mimo, że chłopak był całkiem atrakcyjny i wiele dziewcząt spoglądało na niego zalotnie, rudowłosa dziewczyna traktowała go jak kolegę. Lepszego od innych, bo życzliwego.
Tego dnia musiał sobie radzić sam. Zwyczajnie.
Basia zajęła się porządkowaniem swoich ubrań, wykonała telefon do najlepszej przyjaciółki, mieszkającej niestety w Zamościu – Agaty, po czym wyszła na zakupy do sklepu. Stwierdziła, że ugotuje rodzicom obiad i chociaż tak zrehabilituje się za słodkie lenistwo.
Sklep znajdował się niedaleko, zaledwie 6 minut drogi od pięknego domu Basi. Dziewczyna szła, wdychała jesienne, chłodne powietrze nozdrzami i przyglądała się złotym liściom, które w tej chwili wydawały jej się nadzwyczaj piękne. Delikatne słońce, wolny dzień..wszystko to sprawiało, że czuła się wolna, szczęśliwa..
Weszła do małego, osiedlowego sklepiku i zaczęła się przyglądać dostępnym artykułom. Czekała na inspirację, która sama do niej przyjdzie. Tak lubiła najbardziej.
Była póki co na etapie oglądania … czekolad i bombonierek. Każda z nich ją niesamowicie kusiła, ale nie miała aż tyle pieniędzy, aby wszystko kupić.
Podeszła do szafki z makaronem i wówczas usłyszała w oddali znajomy głos.
Znajomy głos powiedział:
- Nie wiem, naprawdę nie wiem. To chyba nie jest dobry pomysł.
Drugi, kobiecy i delikatny z kolei odezwał się:
- Mógłbyś spróbować. Powinieneś. Może ona się… nadaje.
- Nie, nie nadaje. Nie mogłaby. Nie, to bez sensu.
- Zawsze byłeś taki uparty!
- Wiem, ale ona nie jest odpowiednia. Po prostu.

Basi zrobiło się słabo z wrażenia. Karol rozmawiał o NIEJ. Była tego pewna. A więc miała dobre przeczucia! Nie był do końca obojętny, a zarazem… uważał, że ona się nie nadaje. A do czego się nadawała? Do pożyczania prac domowych?
Złość się w niej zagotowała, bo poczuła się po raz kolejny oszukana. Miała ochotę stanąć naprzeciwko niego i powiedzieć mu, co o tym myśli, ale chłopak ulotnił się, nim wyjrzała zza półki z makaronami.
Była wściekła i rozgoryczona. Poczuła jakby nikt nie lubił jej za to, jaka jest. Przypominało jej się z Dziennika Bridget Jones „I like you, just the way you are”. Nikt nigdy nie polubi jej za to, jaka jest naprawdę – tak jej się zdawało. W dodatku Karol korzystał z jej dobroci i pomocy, tymczasem teraz komuś uparcie tłumaczył, że ona nie jest odpowiednia.
 Basia nie miała już w ogóle ochoty na robienie jakiegokolwiek obiadu, złapała gotowe pierogi, zapłaciła u starszej pani, z  którą rozmawiał Karol i tłumiąc łzy, zbliżyła się do drzwi wyjściowych. Zanim padło "do widzenia", starsza kobieta odezwała się do niej:
- Dziewczynko, poczekaj.
Spojrzała na nią zdziwiona. Pani uśmiechnęła się do niej z wdziękiem i powiedziała:
- Piękna jesteś, masz takie rude, bujne włosy! Całe życie marzyłam o takich.
- Dziękuję pani - odpowiedziała Basia, rumieniąc się od tego komplementu.
-Pewnie dużo ludzi ci to mówi, prawda? - zapytała kobieta.

Zanim Basia zdążyła zupełnie szczerze zaprzeczyć, kobieta dopowiedziała:
- Życzyłabym sobie, aby mój wnuk Ciebie poznał. Na pewno spodobałabyś mu się. Jesteś taka niezwykła...
Basia miała coś powiedzieć, ale nie była pewna, czy powinna. Poza tym czyżby KAROL był jej wnukiem?
Kobieta odpowiedziała po chwili na wątpliwości dziewczyny:
- Karol ma 15 lat, to taki uroczy chłopak, ale nie ma szczęścia w życiu. Rodzina mu się rozpadła, nigdy nie mógł na nikogo liczyć z lekcjami..Ja z kolei, mimo najszczerszych chęci, nie umiem pomóc mu z pewnych przedmiotów. Chłopak ładnie pisze, jest z niego taka romantyczna dusza. Tylko brak mu pewności siebie.
- Pani wnuk ma 15 lat? - zapytała Basia, pamiętając, że jej rocznik ma 14 lat.
-Tak. Niestety raz nie zdał i powtarza klasę.
-Aha, rozumiem - przytaknęła Basia.
- To naprawdę fajny chłopak. Całe szczęście trafia na ludzi, którzy mu nieco pomagają. Wspominał mi kiedyś o koleżance, która zawsze pomaga z lekcjami. Mało teraz takich ludzi...
Naiwnych - powiedziała w duchu dziewczyna, po czym stwierdziła:
- To bardzo dobrze, że wnuk ma pomocne osoby wokół siebie. Niech mu pani życzy dużo sukcesów i udanej kariery naukowej.
Te zdanie wypowiedziane było z lekkim przekąsem, ale kobieta chyba go nie wyczuła.
- Dziękuję, Skarbie. A powiesz mi w ogóle, jak masz na imię?
Basia zamilkła. Nie chciała zdradzać swego prawdziwego imienia, starsza pani pewnie zaraz przekazałaby wnukowi informację o pogawędce z uroczą dziewczyną, w dodatku Basią i w dodatku rudą - i wszystko wyszłoby na jaw.
- Nazywam się Magda i mam 14 lat. Muszę niestety już iść do domu, rodzina czeka z obiadem - powiedziała szybko.
- Dobrze, zatem do widzenia, Magdaleno – starsza pani rzuciła.
Basia nie zdążyła usłyszeć z ust miłej, starszej pani, że „Magdalena to piękne imię i pasuje do jej rudych włosów”.
Począwszy od tego dnia, Basia zmieniła swój stosunek do kolegi. Karol jakby to wyczuł, bo nie przychodził do niej po lekcje, unikał jej. Co prawda zerkał czasem na nią na przerwach, ale na nieśmiałych spojrzeniach się kończyło. Wyglądało to dla niej co najmniej dziwnie.
Tak mijały dni i tygodnie, a rudowłosa, mimo pozornej ulgi, i tak czuła się źle. W tym momencie czuła się niepotrzebna, odrzucona. Rodzice, widząc jej zły nastrój, próbowali dociec, co go powoduje, ale nie umiała im się zwierzyć. Tłumaczyła, że to "jesienna chandra" i że minie wraz z pierwszym, wiosennym słońcem, co nie napawało ich optymizmem.
Aż nagle, pewnego dnia coś się odmieniło.
Wracała ze szkoły, był to już 4 grudzień. Szaro, ponuro i chłodno. Lekcje skończyły się już o 14, ze względu na przeziębienie nauczycielki. Basia zmierzała do domu, wiatr owiewał jej włosy, policzki stały się czerwone od lekkiego mrozu. Nasunęła czapkę głębiej na uszy, okryła się mocniej swoim tęczowym szalem.
Spojrzała w niebo i dostrzegła, że zaczyna padać śnieg! A ona tak bardzo uwielbiała to zjawisko atmosferyczne. Tak bardzo, że na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Śnieg był coraz większy, pomału osiadał na trawnikach, ławkach, drzewach...
Usiadła na ławce w pobliskim parku, chłonąc mroźne powietrze i patrząc na biały puch. Pomyślała, że zbliżają się Mikołajki i że warto byłoby kupić coś rodzicom. Nie miała wiele kieszonkowego, ale odkładała co miesiąc małą sumkę, aby potem móc je na coś spożytkować. Zastanawiała się właśnie, czy tacie kupić rękawiczki czy czapkę, czy mama woli trufle czy śliwki w czekoladzie, gdy pojawił się ostatnio milczący Karol. Nadszedł z drugiej strony parku. Miał wściekle zieloną czapkę i brązowy szalik. Kurtka była granatowa - Basia pomyślała sobie, że może faktycznie chłopak nie ma nikogo, kto by mu doradził czy pomógł, chociażby w kwestii ubioru. Słyszała kiedyś, że Karol mieszka z tatą, a mama wyjechała za granicę.
- Cześć - powiedział niepewnie.
- Cześć - odpowiedziała.
- Mógłbym z tobą porozmawiać? To ważne.
- Chodzi ci o lekcje? - złośliwość wzięła górę.
-Nie, raczej o pewien plan. Nie wiem, jak to nazwać. Idą święta Bożego Narodzenia no i...
potrzebuję pomocy...
- Rozumiem, a ja jestem dobra do pomocy??
- Znakomita. Nie chodzi jednak o pomoc z lekcjami. Chodzi o taką specjalną pomoc. Nie wiem jak to nazwać, żebyś mi uwierzyła.
- Wal prosto z mostu! - w dziewczynie narastała ciekawość.
- No więc mam plan. Może marny, ale jednak. Już jakiś czas temu chciałem cię o to zapytać, ale nie miałem odwagi. Poza tym nie chciałem cię także tym kłopotać.
- Kiedy chciałeś mnie niby zapytać?
- Pamiętasz, kiedyś nie pojawiłaś się w szkole...
- Pamiętam, zaspałam.
- No właśnie. Zaniepokoiłem się. Nie brakiem pracy domowej, ale brakiem ciebie. Pomyślałem, że może jesteś chora albo coś... i poszedłem do ciebie pod dom...
Rzuciłem śnieżką w drzwi, zapukałem..ale stchórzyłem i schowałem się za krzewem. Bałem się, że mnie zdemaskujesz i narażę się na śmieszność.
- W takim razie wiem już, co i jak. Sprawa dziwnego gościa została wyjaśniona - Basia powiedziała to, nie ukrywając lekkiej ulgi i zadowolenia wynikającego z tego faktu.
- Chciałem pogadać i zapytać cię o coś.
- Zanim zaczniesz opowiadać, może pójdziemy do mnie do domu. Mama czeka z obiadem, zjemy coś, ogrzejemy się i opowiesz mi wszystko, hm?
- Nie chciałbym wam przeszkadzać w obiedzie.
- Daj spokój, rzadko ktokolwiek do mnie wpada. Moi rodzice się ucieszą.
- No dobrze.
Droga do domu Basi upłynęła im w milczeniu i na podziwianiu spadających płatków śniegu. Chociaż Karol nic nie mówił, dziewczyna zauważyła w jego spojrzeniu radość i zachwyt tą właśnie porą roku.
- Kocham ...... hm, dziwnie to zabrzmi..ale kocham zimę! - powiedział z entuzjazmem.
Basia udała, że to wyznanie nic a nic jej nie zaskoczyło, przytaknęła chłopakowi i szli dalej.
Kiedy już dotarli do domu, po obiedzie i obfitym deserze przyrządzonym przez panią Elę, mamę Basi, nadeszła pora rozmowy. Świadkiem był Cynamon, który polubił Karola i nie odstępował go na krok. Co więcej, zachowywał się dziwnie, nadzwyczaj przyjacielsko i ufnie, mimo, że z reguły fukał na obcych ludzi.

- Powiedz mi, Karolu, o czym to chciałeś ze mną porozmawiać – zaczęła.
- O czymś mega ważnym. Tylko musisz mi obiecać, że nikomu nic nie powiesz. Że nie będziesz się ze mnie śmiała ani nic takiego..... – powiedział z grobową miną.
- A czy ja wyglądam na taką, która by szydziła? - zapytała, nieco oburzona.
- Nie, ależ skąd! - chodzi tylko o to, że i tak powiem Ci być może dziwne rzeczy. No więc zacznijmy od mojej rodziny...moja babcia Alina jest dość specyficzną osobą. Pracuje w niedalekim sklepie spożywczym, może ją poznałaś. Do tej pory mieszkała w Zakopanem, niedawno natomiast przybyła do Warszawy. To pozornie taka zwyczajna, starsza pani z siwym kokiem.
- Dokładnie, wygląda na sympatyczną - powiedziała Basia, przypominając sobie komplementy słyszane z ust babci Karola.
- Tylko, że babcia Alina nie jest wcale taką zwyczajną babcią. Związała się 40 lat temu z kimś wyjątkowym – z moim dziadkiem. Schodziła się i rozchodziła z nim kilka razy w życiu.
- Czemu to? – w Basi narastała ciekawość.
- Jakby to powiedzieć..czasem dzieliło ich trochę inne spojrzenie na życie, odmienne plany. Babcia chciała męża - statecznego i poważnego, który ujarzmi jej porywczy i szalony charakter. Dziadek, radosny i spokojny, okazał się lekkoduchem, który znikał często na całe dni, a nawet noce. Babcia nie miała pojęcia, co robić. A on zawsze tłumaczył się dość pokrętnie – a to, że zatrzymały go jakieś interesy, ze robi coś dobrego i ważnego...
- To faktycznie dziwnie brzmi – potwierdziła dziewczyna.
- No właśnie…Tylko teraz pomyśl, zastanów się i odpowiedz - czy według Twojej intuicji mój dziadek faktycznie był taki zły?
- Hm.....trudno powiedzieć, ale mam przeczucie, że nie. Że może miał jakąś tajemnicę?
- Dokładnie! za to Cię uwielbiam – Karol wręcz krzyknął.
Basia uśmiechnęła się, słysząc tak miłe słowa.
- Domyślasz się, o co może chodzić?
- Zadajesz mi trudne pytania, Karolu. Poproszę podpowiedź.
- O.K. A więc mój dziadek....powiem tak - to historia związana ze śniegiem, świętami, zimą..... Nie tylko jednego dnia, ale i w ciągu roku wcielał się w ...
- Świętego Mikołaja! - teraz to Basia krzyknęła z entuzjazmem.
- Dokładnie. Widzisz, jesteś taka domyślna!
- Opowiedz mi dalej o dziadku.
- Dobrze, zatem dziadek Henryk cały rok zbierał listy od dzieci z całego świata. Oczywiście przeważały listy z Polski, ale zdarzały się także zagraniczne. Dziadek kolekcjonował prezenty, część robił własnoręcznie - strugał w drewnie, czasem podbierał haftowane serwetki babci...kiedyś rękodzieło robiło wrażenie na ludziach. Poza tym dziadkowie nigdy nie byli biedni, dobrze im się powodziło, dziadek dostał spory spadek po swoim ojcu. Część inwestował, część wydawał na innych. Uwielbiał, ba – nadal uwielbia im pomagać!
- Rozumiem. To wspaniałe. – Basia nie kryła zachwytu.
- Tylko, że widzisz..dziadek chciał uszczęśliwić obce dzieci, szczególnie te osierocone, biedne....zapominając o swojej rodzinie. Mój ojciec, a jego syn, nigdy nie czuł dostatecznie dużej miłości z jego strony. Nie rozumiał, że tata ma ważne sprawy do załatwienia i dlatego nie pobawi się z nim klockami ani nie opowie bajki na dobranoc.
- To smutne, coś za coś... takie życie. Nie można mieć wszystkiego. – Basia nieco posmutniała.
- Dziadek nadal zajmuje się czynieniem dobra i nawet ma swoją stronę internetową, którą mu założyłem z pomocą wujka. I widzisz w końcu mogę dotrzeć do meritum. Chciałbym cię prosić o pomoc.
- Powiedz, jaką. – Basia była podekscytowana.
- Czy byłaby taka możliwość, żebyś została pomocniczką Świętego Mikołaja?
Ja, jako jego wnuk, nie mogę nim być. Podobno taka jest tradycja. Mogę pomagać, ale pomocnikiem ma być ktoś spoza rodziny, o innym nazwisku. Jeśli pomogłabyś czasem dziadkowi, przeczytała mu listy od dzieci, dopowiedziała coś w kwestii prezentów... byłbym wdzięczny. I tak już mam u ciebie dług wdzięczności, którego chyba nigdy nie uda mi się spłacić.
- Karolu, ależ z chęcią! Ja tak bardzo chciałabym pomagać takim dzieciakom. Widzisz, ja od zawsze mam wszystko. Najdroższe ubrania, piękny dom, frykasy na obiady, wypasione śniadania i wykwintne kolacje. Może dlatego zawsze chciałam jakoś zapracować na to wszystko i uczyłam się tak dobrze. Fakt, że jakoś mi to idzie, ale wiele nocy siedziałam kiedyś nad matematyką ... teraz idzie mi dobrze, ale to nie znaczy, że zawsze było z górki...
- Zaskoczyłaś mnie. Ja i większość klasy myśleliśmy, że z mlekiem matki wyssałaś swoje zdolności - uśmiechnął się Karol.
- Nie. A o klasie nie wspominaj. Wszyscy mnie tam nienawidzą.
- Co ty najlepszego mówisz, Baśka! – Karol wyglądał na zezłoszczonego.
Dziewczyna spojrzała na niego oczami okrągłymi jak pięciozłotówki.
- Pozwól, że ci coś powiem. Trafiłaś do naszej klasy rok temu. Pojawiłaś się znienacka i od razu zyskałaś podziw i sympatię nauczycieli. Nie mogli się ciebie nachwalić, że taka mądra, taka rezolutna, taka urocza, taka pracowita i tak dalej.. W dodatku rozeszły się wieści, że jesteś z dobrego domu, że nosisz najdroższe ciuchy, że masz zamożnych rodziców, których stać na wszystko. Tak już jest, ze biedniejsi czasem zazdroszczą bogatszym...Dzieciaki, które ledwo miały na kanapkę w szkole, zaczęły patrzeć na ciebie ze złością. Nie, to nie nienawiść. To raczej smutek, rozczarowanie. Nigdy nikt nie powiedział o Tobie, że jesteś głupia, brzydka albo niemiła..padały raczej słowa: "ale ona jest mądra, darowałaby sobie te pisanie prac domowych na 6" albo "widziałyście jej włosy? błyszczące i miękkie jak marzenie, to niesprawiedliwe". Wiele dziewczyn wspominało o twojej figurze, o nienagannych manierach...
Basia siedziała zamurowana. Patrzyła w lawendową ścianę swojego pokoju, kręcąc z niedowierzaniem głową. Czyżby żyła ze zniekształconym, zdemonizowanym przez siebie obrazie szkoły w głowie? Może ona sama nie umiała dojrzeć w tych ludziach ciepła? Może nie starała się zrozumieć ich podejścia do tej całej sytuacji? Może tak naprawdę oni jej nie tylko zazdrościli, ale też podziwiali ją? – nagle w głowie miała mętlik i wiele pytań bez odpowiedzi.
- Natomiast ja - kontynuował Karol - muszę to powiedzieć  ( w tym momencie na jego jasne policzki wkroczyły rumieńce) - od samego początku uwielbiałem twoje piegi. Twój mały nosek i zielone, kocie oczy. Masz w sobie coś z czarodziejki, jakiejś tajemniczej postaci..... coś magicznego....I ilekroć dziadek wspominał, że potrzebuje pomocy przy kompletowaniu prezentów, jakiejś „dobrej wróżki” myślałem właśnie o tobie. Moja babcia podsunęła mi pomysł, abyś ty (bo mówiłem jej o tobie ileś razy) stała się Pomocnicą Mikołaja. Ale ja nie chciałem. Miałem obawy. Nie chciałem narażać cię na stresy, czułem, że i tak wyjątkowo cię wykorzystuję z tymi lekcjami. Nie wiesz ile razy zaczynałem pisać do ciebie maila z podziękowaniami..Zawsze go kasowałem.
Basia nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała. Wszystkie informacje na raz bombardowały jej głowę. Czuła, że nie podoła temu. Musiała odsapnąć.
- Uszczypnij mnie, nie wiem, czy śnię...czy nie...- poprosiła.
Chłopak zbliżył się do niej, po czym.....pocałował ją delikatnie w policzek.
- Zdecydowanie, to sen! - powiedziała, zawstydzona, odsuwając się płochliwie.
Żeby ochłonąć, zaproponowała coś do picia. Po paru minutach wróciła na górę z miską owsianych ciastek w czekoladzie i z kawą. Kawą była z pianką, posypaną wiórkami czekolady i cynamonem. Usiedli, włączyli radio, w tle zaczęła grać piosenka w wykonaniu Vana Morrisona - „Someone like you". Obydwoje sączyli pomału kawę, zerkając na siebie ukradkiem...
I've been searching a long time
For someone exactly like you
I've been travelling all around the world
Waiting for you to come through.
Someone like you makes it
All worth while
Someone like you keeps
Me satisfied someone exactly
Like you

I've been travellin a hard road
Lookin for someone exactly like you
I've been carryin my heavy load
Waiting for the light to come
Shining through.
Someone like you makes it
All worth while
Someone like you keeps
Me satisfied. someone exactly
Like you.
(..)

Someone like you...

 Za oknem tak bajecznie padał śnieg, Basia zapaliła świeczki, pokój napełnił piękny aromat czekoladowo-migdałowych świec.
Basia pomyślała sobie wtedy, że te święta będą zupełnie inne niż zawsze, jeszcze bardziej magiczne...a kolejne miesiące w szkole nie muszą być wcale katorgą. Może pewne sprawy da się pozmieniać, a pewne relacje jakoś ułożyć.
Karol natomiast uśmiechnął się szeroko, wyobrażając sobie prześliczną, rudą dziewczynę w stroju śnieżynki...
Tak bardzo chciał sprawić, aby poczuła, że jest kimś wartościowym i wspaniałym, nie tylko za to, co robi i jak pomaga innym, ale po prostu za to, jaka jest.


koniec
i dwie pozostałe prace prezentują się tak :


 2 - Praca Justyny Łach


 

I jako 3 otrzymałam pracę od Cosmetics Pleasure




To by było na tyle;)

Jeszcze raz gratuluję zwyciężczyni:) Paczuszka została nadana, mam nadzieje, że dziś dojdzie :)


2 komentarze:

  1. gratuluje@!@
    ale mikołakj na długim paznokciu mnei rozwaliol<3 wow

    OdpowiedzUsuń
  2. dzięki za docenienie ;) I za paczkę...której oczekuję niecierpliwie :)

    OdpowiedzUsuń

"Żeby żyć trzeba sobie ustalić wartości niezależne od codzienności"